środa, 28 października 2009

Zachód ocenia


Jeden z moich przyjaciół napisał mi w mailu: „tlkiwe są Twoje teksty, ale na łeb biją Cię Twoi komentatorzy.” Cokolwiek „tlkiwe” znaczy, do wpisu tego zmotywował mnie właśnie jeden z komentarzy – jedyny do tekstu „Nowe granice”, dzięki któremu zdałem sobie sprawę, jak wielu rzeczy nie udaje mi się opowiedzieć tak jakbym chciał.

Mój wyjazd z Polski, z Europy, z dala od zachodniej cywilizacji wziął się między innymi z powodu nasilającego się poczucia wyobcowania. Zachód wydaje się dziś być zupełnie zatraconym, zabłąkanym. I zabłąkanie to nie wynika już nawet z uporczywie zadawanych pytań: „do czego doszliśmy?”, „dokąd zmierzamy?”. Zagubił się w swoim pędzie do lepszego, większego, wygodniejszego... zapominając do czego mu to wszystko potrzebne. Dzisiejsze życie człowieka Zachodu opisują dwie wartości: przypadkowość i jednorazowość. A przyprawione jest to wszechobecnym „przepraszam, nie mam czasu”. Bezustanny pęd za ŻYCIEM stał się wytrychem, kluczem zamykającym drzwi przed każdą myślą, mogącą zaburzyć ten w pocie czoła wypracowany rytm: praca-dom-rachunki-praca-zakupy-dzieci-dom-więcej rachunków-praca. Dopiero wtedy mogłoby dojść do prawdziwej katastrofy. Więc co robi dziś człowiek Zachodu? Przestaje myśleć! „Każdy sąd, każda opinia stają się coraz bardziej tylko wyrazem chwili, strzępem jakiejś bliżej nieznanej całości. Fragment w dziedzinie myśli zaczyna obowiązywać wszędzie, krótkoterminowość wszelkich prawd staje się regułą, wreszcie płynność wszystkiego wygodną wymówką. Rozum, nie mogąc odnaleźć żadnej idei przewodniej, ogranicza się do zwykłego notowania faktów” - pisał w 1945 roku Andrzej Bobkowski. Niewiele się od tamtego czasu zmieniło, oprócz tego, że życie na Zachodzie stało się jeszcze nudniejsze. Pozbawione „ludzkiego artyzmu” oraz przyjemności z bycia i samopoznania przypomina nowocześnie wyposażony, ekskluzywny apartament, w którym niczego nie można dotykać. Tu – na Bliskim Wschodzie – nadal odnosi się wrażenie, że najistotniejsze w życiu jest przede wszystkim czerpanie przyjemności z tegoż życia. Tempo jest wolniejsze, a rozmowa z przyjacielem przy herbacie najważniejsza. Inny problem, że przyjemności są mocno ograniczone.

Nie mogę bawić się w komentowanie komentarzy we własnym blogu – w Syrii takie wymysły jak facebook, youtube czy blogspot są zablokowane, niedostępne, zakazane. Taki to rodzaj wolności. Czasami przypomina to Polskę sprzed 1989 roku. Zachód ocenia! Nie. Jeśli oceniam, to z perspektywy człowieka ponad wszystko ceniącego sobie wolność. Wolność wyboru, wolność wypowiedzi, wolność widzenia i doświadczania świata własnymi oczami i własnym sercem. Komfort ten trudno docenić dziś na Zachodzie. Czy uważam, że moja wolność jest „szersza” od tutejszej? Tak. Czasami w bardzo prozaicznych wyborach. Tu najczęściej ktoś nas w tym wyręcza. I to w znacznie poważniejszych sprawach. Kto zostanie żoną ich syna? – rodzice ustalają tuż po narodzinach dziecka lub znajdą mu ją później. Pozna ją w dniu ślubu. Natomiast kobieta swoją wolność uzyskuje wkładając abaję i hidżab – nikt jej wtedy nie pyta gdzie idzie, z kim, co będzie robiła i co ma pod czarnym przebraniem. Taki to rodzaj wolności. Tu nadal dostaje się kartki żywnościowe, talony na ropę (w zimie) i więcej nie będzie, nieprzymuszenie wiesza portrety ukochanego wodza nad wejściem do domu, patrząc jak 80% budżetu państwa pochłania wojsko. Zachód ocenia! To dość wygodne – urodzić się i żyć w zachodnim komforcie, wygrażając jednocześnie paluszkiem Unii Europejskiej, krzywiąc się na USA, kiwając głową z niezadowoleniem, gdy Zachód nie rozumie innych kultur. No, nie rozumie. To prawda. Być może większość błędów popełnionych przez Amerykanów w Iraku wzięło się z niewiedzy o podstawowych! regułach życia codziennego w tamtejszej kulturze, tradycji, religii. Może gdyby je znali – choćby taką, że pokazywanie podeszwy buta (choćby nieumyślnie, siedząc przy jednym stole) to gest obraźliwy, a przyciskanie tymże butem twarzy leżącego to hańba dla całej jego rodziny, którą zmyć może tylko dokonując zemsty – to może wojna ta wyglądałaby inaczej. Co lepsze – zatracenie się w tradycjach i rytuałach czy może w pędzie za złudnym prestiżem? Kto odpowie?

Na Bliskim Wschodzie jestem któryś raz z kolei i trudno mi się wyzwolić od fascynacji tym światem. Nie znaczy to, że kocham go bezgranicznie i pojmuję jego prawa. Czym dłużej tu jestem, tym częściej myślę, że w niczym nie przypomina on mojego. Tu na każdym kroku zakazy. Te natomiast rodzą bunt, sprzeciw, próby ich obejścia. I tak też się dzieje. Tak jak większość korzystających tu z internetu, i ja mógłbym jakoś zmienić adres IP mojego komputera i bez ograniczeń odwiedzać wszystkie zakazane strony. Szczerze powiem – nie chcę mi się. Czy na tym tle nasze (zachodnie!) działania wydają się mniej kontrowersyjne? Tak, bo dla nas zakaz to stan chwilowy, nie pcha do walki. Dla Nich - stan permanentny. I choćby stąd biorą się podstawowe różnice dotyczące podobieństw – bo przecież i tu ludzie się kłócą, kochają, mają marzenia, lubią się śmiać. Prawdziwa trudność polega na dotarciu do prawdy, do źródeł – dlaczego się kłócą, czym jest dla nich miłość, o czym konkretnie marzą, z czego lubią się śmiać? Czy miłość w ich wydaniu to coś więcej niż pierwsze wrażenie podlane czystym popędem? Często wydaje się że nie. Jednym z pierwszych pytań jakie zadaje się tu kobiecie, to czy jest zamężna. Jeśli nie jest, to często po trzech minutach rozmowy dostaje propozycję zamążpójścia. I nie jest to żart. Czy w takim małżeństwie może udać się coś poza nocą poślubną? Jest szansa, choć trudno ją traktować poważnie.

Dzisiejszy człowiek jest zakładnikiem mody. I wcale nie jestem pewien czy wyraźniej widać to na Zachodzie. A kto kogo tak naprawdę zaraził konsumpcjonizmem? Przez blisko dwa tysiące lat przez Syrię przebiegała tak zwana południowa droga jedwabnego szlaku (łączącego Chiny z Europą), której znaczenie zmalało dopiero w XVII wieku, po odkryciu drogi morskiej do Chin. O tym jak ważnym i naturalnym elementem życia jest tu handel, przekonać się można wchodząc na ciągnące się kilometrami souki, na których sprzedaje się WSZYSTKO – od wypchanych ptaków drapieżnych przez dekoracje i ozdoby niezbędne na przyjęciach urodzinowych aż po olbrzymie i nieprawdopodobnie drogie dywany z włosia wielbłądziego. Syria nie jest typowo turystycznym krajem – te souki to nie turystyczne atrakcje, ale serca miast, centrum życia, centrum handlowe, złote tarasy. Szczególnie wyraźnie widzę to właśnie w tym kraju - w Aleppo, w Damaszku. Kupowanie, sprzedawanie, zarabianie, ile, za ile, drożej, taniej, więcej, mniej... Wokół tych słów kręci się tutejszy świat. Handel płynie w tutejszej krwi. Od setek lat, więc może dlatego konsumowanie tu nie jest tak bezmyślne – spełnia konkretne zadania. Posiadanie zawsze było tu i nadal jest sposobem na wyróżnienie się. W kraju, w którym cena samochodu jest mniej więcej dwa i pół raza wyższa od ceny „polskiej” (Państwo dba o to, by ludzie nie wydawali pieniędzy na zbyteczne luksusy) łatwo się wyróżnić – wystarczy kupić furę, reszta może zaczekać. Czym większy i lepszy samochód, tym większa szansa na więcej niż jedną żonę. Bo kochanek nikt tu nie ma – zakazane!

Mój gospodarz ma sto dolarów emerytury i dom na Starym Mieście - dwa pokoje wynajmuje gościom takim jak ja, w pozostałych dwóch mieszka on z żoną, córka i dwóch synów. Dom stary, trudno nazwać go pięknym – życie i tak toczy się na zewnątrz, na patio. W pokoju, który jest jednocześnie salonem, jadalnią i sypialnią właścicieli, stoją trzy stare kanapy, na podłodze leży beduiński dywan, na ścianie wisi dość okropny obraz – równie dobrze wszystkie te przedmioty mogły znajdować się tam 35 lat temu. Oprócz jednej rzeczy. W narożniku stoi wielki, plazmowy telewizor z dostępem do setek kanałów. Czy to jest ta „wartość” zaszczepiona przez zachód? Nie wiem. Jestem za to pewien, że od kiedy ludzie mają tu nieograniczony dostęp do wizjera, przez który podglądają zachodni świat, to wielu z nich znalazło się w poważnym rozkroku – z jednej strony trzymają ich tradycje/wychowanie/wiara/zakorzenione głęboko nakazy a z drugiej kusi obietnica swobody/wolności/lepszego/wygodnego/beztroskiego życia na Zachodzie. Kiedy rozkrok zaczyna przechodzić w szpagat, z każdego kąta zaczyna zalatywać hipokryzją. Czuć zagubienie, czuć wahanie, widać jak się miotają – co wybrać, jak żyć, co lepsze? I wtedy na scenę wchodzą „ortodoksyjni przywódcy”, spełniając bardzo ważną rolę – podsuwają gotowe rozwiązania i odpowiedzi, poparte dowodami. A dowodów na to, że nasza demokracja, nasza wolność, nasze wartości dawno zatraciły swe pierwotne znaczenie nie brakuje. Dobrze jeśli można wybrać. Ja tu zostaję, choć nie na zawsze.

Bliski Wschód, 27.10.2009

4 komentarze:

  1. I właśnie to jest problem człowieka Zachodu, nie wie co zrobic z tkliwością, nie umie rozpłakać się kiedy się wzruszy, na wzruszenie reaguje konsternacją. A z mężczyzn na Wschodzie śmieje się kiedy reagują emocjonalnie. Zachodnia wolność dotarła do ściany.Co to za wolność, skoro człowiek nie umie mówić o sobie, rozpłakać się i patrzeć innym w oczy? a dziewczęta w zachodnich szkołach podlegają presji otoczenia i uważają, że jak prześpią się z chłopakiem będą akceptowane w społeczności.Brak świętości, rytuału i totalne zagubienie. Brak świadomości wlaśnego życia. Facebooki itd. mają zastępować kontakty społeczne, tworzyc sztuczne wirtualne życie. Nie patrzeć w oczy, nie widzieć usmiechu osoby z którą rozmawiamy a w rezultacie zatracamy umiejętności odczytywania człowieka z wyrazu twarzy i zachowania.W konsekwencji tracenie empatii - podstawowej umiejętności potrzebnej do tworzenia przyjaźni, rodziny, społeczeństwa i wrażliwości na krzywdę.To jest wolność nieograniczona, która niepostrzeżenie wyznacza nam mury, które powodują, że stowrzyliśmy sobie świat bez zasad - bo wolnośc, bez świetości - bo wolność.Właśnie ona pozwala nam łamać wszelkie zasady. Wolność bez wolności. Ale brak tych zasad tworzy bezsensowne zasady, które każą robić ludziom to, czego naprawde nie chcą ale to co robi wiekszość. Mieć konto na facebooku, najnowsze sprzęty w domu, jeździć dobrym samochodemi ciągle udawać, przed innymi ip rzed sobą. A gdzie miejsce na własne, pradziwe i świadome wybory? Można by dalej tak i bez końca.... Świat Wschodu ma wiele problemów, nie ma miejsca idealnego ale może zamiast arogancko mówić, co mają robić poznalibyśmy ich i czerpali z tego co dobre i wartościowe a tego mają dużo. Kto powiedział ,ze jest jeden słuszny sposób widzenia świata?
    Kto powiedział, że ten tkliwy nie jest równie interesujący jak komentarze? Każdy inny ale żaden lepszy. Jest wiele punktów widzenia, a nasz jest tylko jednym z nich. Ani lepszym ani gorszym innym. I gdzie tu wolność. Chcemy narzucić demokrację innym, to wolność?
    Dobrze, że są ludzie, którzy portrafią być tkliwi, potrafią mówić o sobie otwarcie i życzliwie dzielić się z innymi sobą i swoim sposobem widzenia świata...
    s.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prezydent ma chyba jedno oficjalne zdjęcie, wykorzystywane we wszystkich materiałach. To moje zdjęcie z listopada tamtego roku: http://picasaweb.google.com/gomich24/SyriaJordania#5267865716059084562

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę powstrzymać się przed komentarzem - osobistym bardzo, ale ciśnącym mi się na usta, czy może palce. To niesamowite, że po tylu latach od wspólnych przeżyć - na zupełnie innym poziomie oczywiście - my, dwa Michały, utknąwszy w dwóch miejsach świata - ja na zachodzie, Ty na wschodzie, mamy tak podobne przymyślenia i spostrzeżenia. O zmęczeniu zachodem, o poszukiwaniu magii codzienności, o zagubieniu celu podczas biegu w chomiczym kółku i o smaku życia i chwili. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez przesady, Michał, kto okrasza wszystko ciągłym "przepraszam, nie mam czasu", ten okrasza ;) A kto chce mieć czas dla siebie i bliskich, ten ma, czy mieszka w Warszawie, Irkucku czy Nowym Jorku. Kto wybiera życie w rytmie praca-rachunki-obowiazki, ten wybiera. A propos, wcale sie takie życie nie różni dla mnie wiele od rytmu praca-aerobik-kurs latania balonem-kurs kreatywnej asertywności-kino-teatr-koncert-iwent, bo pozostawia tyle samo miejsca, żeby usiąść, popatrzyć i pomyśleć. Więc nie demonizujmy, że wszyscy tutaj biegną w wyścigu i myślą tylko o nowych butach. Spokój i magię codzienności można znaleźć wszędzie - wystarczy uważnie popatrzeć.

    OdpowiedzUsuń