środa, 20 stycznia 2010

Latający dywan... do raju


„Wyobraź sobie mrowisko. Widzisz mrówkę? Ta mrówka ma skarpetkę. W tej skarpetce jest dziurka. Do takich rozmiarów skurczyło się moje serce z tęsknoty do Ciebie”. Ali wzruszył ramionami i schował komórkę do kieszeni spodni. Kto to napisał? - zapytałem. Moja dziewczyna, ale ja nie wiem czy ja w ogóle chcę mieć dziewczynę. Dlaczego? Wolałbym mieć normalny kraj. To nie jest żadna republika, a tym bardziej republika islamska.

Witaj w Iranie – kraju poetów, róż, słowików, dywanów i mozaiki. W kraju szyitów, basidżów, mułłów, rewolucji, gazu, ropy i bomby atomowej. Siedziałem na pokrytej podartą folią plastikową tylnej kanapie białego peugeota i czułem jak wszystko, co tu zobaczyłem do tej pory nie mieści się w żadnych znanych mi kategoriach, nie podlega żadnym jednoznacznym ocenom i opisom. Kierujący samochodem kolega Alego – nie zapamiętałem imienia – chciał koniecznie zrobić na mnie wrażenie, więc rozpędzał samochód do granic możliwości, a że jechaliśmy krętymi drogami wybrzeża, to miałem wrażenie, że właśnie znalazłem się w prowincjonalnym wesołym miasteczku – chciałem je jak najszybciej opuścić, bowiem świecący na zielono, plastikowy kościotrup przyprawiał mnie raczej o mdłości, niż o gęsią skórkę. Czułem jak głowa mi dosłownie puchnie. Ale to oni znaleźli mnie, a nie ja ich i zdawałem sobie sprawę, że opuszczą mnie kiedy zdecydują, że czas. A na to się na razie nie zanosiło. Dorwać choredżi – taka okazja nie zdarza się często. Starałem się ich zrozumieć, ale czym dłużej szukaliśmy czegoś, co w odczuciu trzech dwudziestoparolatków z małej nadmorskiej mieściny mogłoby wydać się ciekawe przybyszowi z odległego i nieosiągalnego dla nich świata, tym bardziej ich nienawidziłem. Jednak najgorsze było dopiero przede mną. Zaczęły się pytania, niekończąca się litania. Ile w Polsce zarabia inżynier? Ile pieniędzy wydałeś na podróż? Czym się zajmujesz? Ale na czym dokładnie polega Twoja praca? Ile kosztuje wesele w Polsce? Masz dziewczynę? Dlaczego nie masz żony? Chcesz jakiś alkohol? Nie lubisz pić alkoholu? Który kraj jest piękniejszy – Polska czy Iran? Podoba ci się irańska muzyka? Tak, tak, kocham muzykę! Posłuchajmy muzyki! Ali zrobił głośniej i krzycząc mi do ucha poinformował, że wraz z kolegami postanowili odwieść mnie do Sziraz – żebym nie musiał tłuc się autobusem. Mieliśmy przed sobą 300 kilometrów, oni mnóstwo pytań, a ja niewiele chęci, by w ogóle się odzywać.
Być może gdybym poprzedniego wieczora nie spotkał mężczyzny, który całym ciałem zdawał się pytać mnie: „Jak żyć?”, to ta podróż białym peugeotem nigdy, by się nie zdarzyła albo skończyła znacznie wcześniej. „Jak żyć?” - pytały jego wlepione we mnie, świdrujące oczy, próbujące uchwycić nie tylko słowa, ale i myśli. Pytały jego ręce wyciągnięte w moją stronę, jakby chciał złapać więcej niż mówię, zabrać do domu, rozłożyć to na stole i dotrzeć do Prawdy. „Mamy jedną księgę, w którą wierzymy. Poza tym nie mamy nic. Jakie inne książki mamy czytać, gdzie szukać, kogo pytać i kogo słuchać, byśmy w końcu mogli żyć tak jak wy?”. Po nim – tak, jak i ci trzej młodzieńcy w peugeocie – wielu ludzi, używając różnych słów i gestów, pytało mnie o to samo – jak żyć, co robić, gdzie szukać? Pytania te, w trakcie trzech tygodni spędzonych w Iranie, wracały do mnie w różnych momentach, przy różnych okazjach. I dziś siedząc daleko od Kangan, gdzie spotkałem tego mężczyznę, myślę o nim, o jego gorliwości, o jego smutku, o jego próbie, o jego życiu.

Jaki jest Iran? Bardzo inny od tego co znałem do tej pory na Bliskim Wschodzie, piękny i przerażający zarazem. Ogromny, zróżnicowany, fascynujący. Ale to pewnie można powiedzieć o wielu krajach. Jest tam jednak coś, co trudno nazwać, trudno dotknąć, trudno uchwycić, ale też coś, co towarzyszyło mi nieprzerwanie, nie opuszczało ani na chwilę. Jakiś rodzaj smutku, który pozwala widzieć więcej, jaśniej, wyraźniej i który zmusza też do sięgnięcia głębiej – w historię, kulturę, wiarę, mentalność. Kapuściński w Szachinszachu pisał: „Los szyitów jest w istocie pod każdym względem tragiczny, a to poczucie tragizmu, krzywdy dziejowej i nieustannie towarzyszącego im nieszczęścia jest głęboko zakodowane w świadomości szyity. Są na świecie społeczności, którym od wieków nic się nie udaje, wszystko jakoś rozłazi się w rękach, co zabłyśnie promyk nadziei, to zaraz zgaśnie, wszystkie wiatry mają z przeciwnej strony, słowem ludy te wydają się być naznaczone jakimś piętnem. Tak jest właśnie w przypadku szyitów.” Zdania te, napisane blisko 30 lat temu, nie straciły siły, nadal są idealnym opisem stanu ducha przeciętnego Irańczyka, do którego niejako z automatu przypisany jest szyizm z całym swoim niewiarygodnie ciężkim bagażem, w którym znaleźć można głęboki żal i stale żywą nienawiść, powodowane rozpamiętywaniem zabójstw pierwszych imamów – Alego, Hasana i Husajna. Zabójstw, które miały miejsce w połowie siódmego wieku, i które na zawsze zepchnęły szyitów na bocznicę władzy. Toteż przy całej swojej pomysłowości i poczuciu humoru, Irańczycy wydają się być nieustająco niezadowoleni, zbolali, groźni, uparci, a także smutni – nawet gdy się śmieją.

Pewien roześmiany, szczerbaty taksówkarz, zakochany w polskim kinie (!), zanim wysiadłem z samochodu, zdradził mi co jest – według niego – istotą życia. Zatrzymał pojazd na poboczu, odwrócił się do mnie, chwycił mnie za przedramię i zbliżył twarz do mojej: „To cię pewnie nie zdziwi - istotą życia jest miłość. Ale najważniejsze jest, by nigdy jej nie osiągnąć”. Ile płacę? 1500 riali, ale pamiętaj – byłeś moim gościem.
W tej zdradzonej mi tajemnicy, w tej smutnej prawdzie wesołego taksówkarza z Sziraz, znajduje wyraz cała siła i słabość tego narodu – jego inteligencja i jednocześnie akceptacja dla niesprawiedliwego losu, wypita z mlekiem matki, przekazywana z pokolenia na pokolenie, dziś posiadająca moc równą religii. A trzeba wiedzieć, że religia w Iranie ma niezwykle wielką moc. Moc, która dotknęła także i mnie. Ale o tym jeszcze nie teraz.
Miłość, której nie można osiągnąć – to brzmi jak hasło ludzi pokonanych i stłamszonych, którzy sens swego życia widzą już tylko i wyłącznie w „nieosiąganiu”. Czyż to nie niesamowite?! Ale za nimi stoi coś więcej – dwunasty, Ukryty Imam. Wyczekiwany, który wyjdzie z ukrycia (w którym – jak wierzą szyici – znajduje się od 878 roku) i zaprowadzi ład, czyli ustanowi na ziemi królestwo sprawiedliwości. Potem nastąpi koniec świata. „Szyici wierzą, że gdyby ów imam nie istniał, gdyby nie był obecny, świat uległby zagładzie. Wiara w istnienie Wyczekiwanego jest źródłem siły duchowej szyitów, z tą wiarą żyją i za nią giną. Jest to bardzo ludzka tęsknota społeczności skrzywdzonej i cierpiącej, która w tej idei znajduje otuchę (…)” - pisze Kapuściński. W tej kwestii czuję się zupełnie niekompetentny, choć trzeba pamiętać, że Ahmadinedżad właśnie dzięki swojemu pomysłowi na objawienie się dwunastego imama, zdobył popularność, poparcie i władzę w Iranie. Pomysłem tym jest zaprowadzenie globalnego chaosu – do tego właśnie niezbędna jest mu bomba atomowa. Nie wchodząc w dyskusję czy jest on szaleńcem, czy może geniuszem – tak świetnie znającym swój kraj oraz braci-szyitów i bomby używającym jako idealnie działającego zaklęcia, to w patrzeniu na Iran nie można zapominać właśnie o wierze, o religii. Nie można też pomijać faktu, że ponad połowę populacji stanowią ludzie poniżej trzydziestego roku życia. I to oni najczęściej mówią, że tegoroczne wybory prezydenckie w Iranie zostały sfałszowane.

Na lotnisku w Kuwejcie spotkałem dwóch Irańczyków, wracających z podróży po Syrii. To był mój pierwszy kontakt z Iranem – bardzo miły i zaskakujący. Jedząc czekoladę, dzieliliśmy się doświadczeniami ze swoich podróży po świecie. Mohammad przysłał mi ostatnio napisaną na 103 stronach relację z wyprawy do Malezji. Do tego oddzielny plik pdf z ponumerowanymi zdjęciami – tak, żeby można było równocześnie czytać i patrzeć na piękne widoki – plaża, lazurowa woda, drapacze chmur, centra handlowe, wszystko sfotografowane i opisane. Mohammad ma prawie 30 lat, pochodzi z malutkiej wioski Genaveh na południu kraju, znanej w całym Iranie z handlu tanimi produktami szmuglowanymi z Chin. Sześć lat temu postanowił, że w tajemnicy przed rodzicami porzuci wiarę, przestanie się modlić i zacznie podróżować. Choć znajdowaliśmy się z dala od Genaveh i całego Iranu, mówiąc mi, że od tamtego czasu czuje jakąś lekkość w piersiach i głowie, ściszał głos i z niepokojem rozglądał się dookoła. Teraz marzy o wyprawie do Bośni. Teoretycznie jest przygotowany – cały kraj zjeździł w google maps, zna historię, co raz to przesyła mi nową anegdotę lub ciekawostkę dotyczącą Bałkanów. Mohammed - dziecko rewolucji islamskiej, urodzony w 1980 roku.
W Sziraz poznałem innego młodego Irańczyka, z którym naprawdę chciałbym się przyjaźnić. Sadżdżad jest 15-letnim chłopakiem z lekką nadwagą. Ubrany w jasno błękitną koszulę, ciemne spodnie, zawsze ma ze sobą teczkę, w której nosi szkolne podręczniki, ale przede wszystkim Koran. Jego ulubione przedmioty w szkole to filozofia, język arabski i nauka recytacji Koranu – tyle, że w odwrotnej kolejności. Zaczepił mnie, gdy wchodziłem do jednego z muzeów, otoczonego pięknym ogrodem. Naturalnie w pierwszym odruchu chciałem się go pozbyć, ale coś mnie do niego przyciągało. Ostatecznie podbił me serce swoim uwielbieniem dla rodzinnego miasta oraz sposobem w jaki opowiadał mi o religii, wartości słów z jego świętej księgi. Nie było w tym ani szamaństwa, ani szaleństwa, ani przesady, ani próby „zwerbowania” mnie. Dużo chodziliśmy. Wprowadzał mnie do swoich ulubionych meczetów, siadał z boku, zostawiał mi przestrzeń dla moich własnych wrażeń, tym samym jakby mówił – postaraj się mnie zrozumieć, popatrz na ten budynek, na te mozaiki, na te kolory, wzory, czyż to nie jest piękne, czyż to nie jest boskie, czyż nie czujesz się tu jak w raju?

Życie jest sztuką, a „świat – jak pisał Dostojewski – będzie zbawiony przez piękno” – ciekawe, że właśnie tu, w Iranie, w państwie wprost nasiąkniętym brudną i cuchnącą cieczą zwaną naftą, w tym bushowskim „gnieździe zła”, tak wyraźnie odczuwałem znaczenie piękna w codziennym, zwykłym życiu. W tym zaniedbanym, ale jakże silnie przywiązanym do swoich skarbów kraju, po raz pierwszy w życiu tak wyraźnie uzmysłowiłem sobie, że piękno wcale nie jest stałą częścią przypisaną do dobra, ale elementem je weryfikującym. I na odwrót – dobro bez piękna jest dobrem niepełnym. Jakkolwiek myślimy o naukach religii, to trudno nie zgodzić się, że chodzi w nich o szeroko pojęte dobro. Ale czy także o piękno jako takie? Być może właśnie myśl łączenia dobra z pięknem niejako z założenia doprowadziła do tak poważnych rozdarć w chrześcijaństwie? Tu nie miałem wątpliwości – dobro i piękno są traktowane niezależnie – jako dwie różne ale i równorzędnie istotne wartości. Jednocześnie jedno bez drugiego jest niedokończone, wybrakowane, niepełne. Pięknem nie można zastąpić dobra i na odwrót – dobro wcale nie ma wpisanego w siebie piękna, które jest jakoby czymś podrzędniejszym. Piękno zatem nie jest tylko jakością estetyczną, nie jest jedynie ornamentem, ozdobą myśli i ludzkiego doświadczenia. Jak się okazuje, prawdę tę doskonale pojęli Persowie – mistrzowie miniatury, poeci, wytwórcy dywanów. Patrząc na mój własny, 25-letni dywan, kupiony teraz w Iranie, czuję, że sprowadzanie piękna do poziomu „rzeczy ładnej” jest jedną z największych niesprawiedliwości świata, niesprawiedliwości zupełnie tragicznej w skutkach. Wystarczy spojrzeć na wystrój współczesnych kościołów – czy naprawdę czujecie się tam blisko Boga? Zadawałem sobie to pytanie stojąc przed meczetem piątkowym w Jazd, w meczecie Vakil w Sziraz, siedząc na placu Imama w Isfahanie i patrząc na meczet szejka Lotfollaha. Bogactwo wzorów i kolorów podane jest tam w najbardziej skromny sposób jaki można sobie wyobrazić. Tak powinien wyglądać raj – ułożony z turkusowej mozaiki, pełen kwiatów i ptaków, nie płynący złotem, prosty, skromny, harmonijny. Raj piękny i dobry.

No i jaki jest ten Iran?
Piękny i przerażający zarazem. Ogromny, zróżnicowany, fascynujący...


Bliski Wschód, 10.12.2009

piątek, 15 stycznia 2010

Iran w pionie i Malemenie










21 stycznia w "dobrych salonach prasowych" pojawi się najnowszy numer magazynu MALEMEN, w którym przeczytać będzie można fragment mojego tekstu o Iranie. Na zachętę zdjęcia, później tekst w całości.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Co tygrysy lubią najbardziej?




Brykać oczywiście!

Ps. Okazało się, że na sierść tygrysa też jestem uczulony...

Tajlandia, styczeń 2010

niedziela, 3 stycznia 2010

2553





Czasami zdradzam tu fragmenty mojej prywatnej korespondencji i tak będzie tym razem. Takie to niby życzenia, niby dywagacje noworoczne znalazłem w swojej skrzynce. I spodobały mi się.

"Jakieś postanowienia noworoczne (tak się utarło, że w Nowym Roku trzeba coś zmienić, więc stawiamy przed sobą wyzwania, niekoniecznie proste do spełnienia...)? Skoro już mamy ten piękny Nowy Rok to byłoby milo, gdyby przyniósł każdemu dokładnie to, czego potrzebuje - jednym zdrowie, innym szczęście, komuś może nowe fantastyczne pomysły i plany, a niektórym święty spokój. No i żeby każdy nauczył się czegoś nowego w tym roku, bo to ważne, żeby z każdym rokiem być trochę mądrzejszym, a w każdym razie lepszym."

Chiang Mai, 3 stycznia 2010 (2553)