wtorek, 6 października 2009

Komu i czego zazdroszczę?


Tu gdzie mieszkam są trzy koty. Nie mam pojęcia jakie jest między nimi pokrewieństwo, wszystkie mają piaskowo-białą sierść – swoją drogą jak cała reszta syryjskich kotów – ale można założyć, że jest to rodzina, a przynajmniej wyglądają i żyją jak rodzina. Koci syn przypomina mi kota z przeszłości. Przypomina mi nie tylko o tamtym kocie, ale i o tamtych czasach, o tamtej rodzinie, o ludziach oraz o mnie z tamtego czasu. Dziś wydaje mi się, że było to dawno temu.

Wszystkiego ciekawy, wszędzie go pełno, uczestniczy we wszystkich ważniejszych zdarzeniach domu – wspólne picie herbaty, szykowanie posiłków, sprzątanie, pranie, a nawet mycie zębów. Ja szoruję, a on wykręca ósemki między moimi nogami. Odpędzam go raz, drugi, trzeci... wskakuje na brzeg umywalki i wygraża mi postawionym na sztorc ogonem, wachlując mi nim przed nosem. Wie, że przez te kilka minut, kiedy ja myję zęby, jest prawie całkowicie bezkarny. I tak za chwilę znajdzie coś ciekawszego, ruszy w pościg za ćmą lub własnym ogonem. Ma w sobie tę dziecięcą ciekawość świata, której ja już w sobie nie odnajduję. Po śniadaniu, które jemy na tak zwanym tarasie, zostaję po prostu przy stole i czytam. On - choć zdaje się doskonale znać całe podwórko, wszystkie pomieszczenia domu, a także jego dach - cały czas eksploruje nowe zakamarki. Nawet gdy tylko leży, to widać jak przewierca ciekawością każdy wypatrzony obiekt, choćby to był nawet kłębek kurzu turlany przez wiatr lub kwiat jaśminu, który to przed chwilą spadł na ziemię i tym samym wypełnił kocie serce kolejnym zachwytem. Zazdroszczę mu tego. I tego, że NIC nie jest go wstanie powstrzymać przed poszukiwaniami, ciekawością i zachwytem. Ani moja odtrącająca go noga, ani krzyki gospodarza i huk uderzeń bambusowym kijem służącym właśnie do przeganiania kotów. Nic nie ma szans z jego niepohamowaną potrzebą przeżywania życia, bezgranicznego uczestniczenia w nim, a nie tylko kociego istnienia wyrażającego się bezszelestnym przemykaniem pod ścianami, jak to czyni większość kotów. Wcale za nimi nie przepadam. Właśnie dlatego, że zbyt często ich zachowanie postrzegam jako wyraz totalnej olewki. Wszystko na czym im zależy to „święty spokój”, luksus wynikający z posiadania wszystkiego w d... Ale TEN kot – jak i ten z przeszłości - jest inny. I choć momentami działa mi na nerwy – znów wszedł mi do plecaka, znów ściągnął obrus ze stołu, znów bawił się moim notesem (dziś już doszczętnie podrapanym) – to muszę przyznać, że ma we mnie sprzymierzeńca. Rozumiem go i on chyba to wie.

Jest jeszcze coś czego zazdroszczę mu i całej kociej populacji. Myślę, że zawsze im tego zazdrościłem, ale dopiero tu, z dala od domu, w samotności, odkryłem i doceniłem w pełni magię kociego mruczenia. Ma ono dla mnie tę samą moc - kosmiczną i wszechmogącą - co muzyka. W kocim mruczeniu słyszę prawdziwe, niczym nie skrępowane zadowolenie, jest w nim coś uchwytnego z radości istnienia. Tak jak w muzyce jest coś uchwytnego z cudu stworzenia. Wygrzewający się w kałuży słońca kot, to obraz piękny i rozczulający, bo pokazuje jak niewiele potrzeba, by BYĆ U SIEBIE, by poczuć się szczęśliwym, by przemienić świat w mruczenie. A jednocześnie uświadamia, że ta forma przyjemności, a więc i mruczenie także, są ludziom niedostępne. Nam zawsze czegoś/kogoś brakuje. Siedząc rano na tarasie zjadam na śniadanie miskę jogurtu ze świeżymi owocami polanymi miodem z daktyli i miałbym ochotę mruczeć. Ale nie jestem u siebie. Czuję brak.

Damaszek 6.10.2009

2 komentarze:

  1. doskonale rozumiem i szczerze mówiac boję sie takiego stanu - czucia braku - nawet za cenę miodu z daktyli,
    trzymam kciuki marta z chwilowym brakiem

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czy zdanie okrągłe wypowiesz
    czy książkę mądrą napiszesz
    zawsze będziesz miał w głowie tę samą
    pustkę i ciszę...."

    Tak mi sie jakoś wyśpiewało...Każdy ma swoją podróż do odbębnienia w życiu. Ktoś jedzie na Bliski Wschód, ktoś na Daleki, ktoś inny - na kozetkę. Ważne, żeby kiedyś z tej podróży wróćić bardziej szczęśliwym. Czego życzę sobie i Autorowi :)

    OdpowiedzUsuń